Jakiś czas temu pisałem Wam, że chciałbym aby mój blog się bardziej "ukulturalnił", co oznacza więcej tekstów ode mnie na najróżniejsze tematy - staram się wywiązać z tego postanowienia, enjoy!
***
***
W sobotni wieczór wybrałem się do kina na „Annę Kareninę” i
nadal pozostaję pod absolutnym czarem tego filmu. Zapierający dech, pełen przepychu,
magiczny klimat petersburskich salonów u schyłku potęgi Imperium rosyjskiego. Muzyka
idealnie komponująca się z obrazem, budująca atmosferę i podkreślająca emocje.
Świat przedstawiony w tym filmie ukazuje nam się jako swego rodzaju spektakl
teatralny – z choreografią, tańcem i ogromną ilością scenografii.
Prawdopodobnie miało to odzwierciedlać sztuczność i ułudę ówczesnego,
arystokratycznego światka.
W roli Anny Kareniny pojawiła się przepiękna Keira
Knightley(do której wrócę później), jej męża zagrał fenomenalny Jude Law, a
hrabiego Wrońskiego – kochanka głównej bohaterki - Aaron Johnson i myślę, że to
on jest jedyną osobą, do której gry można mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.
Natomiast w "Annie Kareninie", Keira wciela się w postać wyzwolonej,
niebojącej się zaryzykować kobiety – mężatki, która gotowa dla miłości porzucić
rodzinę i narazić się na jawną pogardę mieszkańców Petersburga. Spotyka ją los
co prawda tragiczny, ale nasuwający nam pytanie – jakich poświęceń warta jest
miłość?
Nie wiem, czy to moje bezgraniczne uwielbienie do tego rodzaju
filmów, czy może uroda głównej bohaterki, ale film „Anna Karenina” od teraz plasuje
się w czołówce moich ulubionych filmów.
I na koniec piękny cytat z filmu: „You can’t ask why about
love”.