Miałem napisać wcześniej, ale nie starczyło mi czasu!
Trwające świąteczne ferie są dla mnie naprawdę owocne – robię mnóstwo
zdjęć(hahahah, stanąłem także za obiektywem, ale to na razie tajemnica),
odnawiam stare przyjaźnie, widuję dawno niewidzianych znajomych. Od dłuższego
czasu nie byłem aż tak zabiegany przez ostatnie dwa dni nie miałem przed nosem
książki – co w moim przypadku jest rzadkością! Doba powinna mieć o kilka godzin
więcej, o!
Jako, że nie mam instagrama, to mam nadzieję, że dzisiaj
wam to wynagrodzę prezentując mix zdjęć z mojego pobytu w Warszawie. Uwielbiam
duże miasta – za różnorodność, wielokulturowość i energię, która jest tu niemal
namacalna. Teraz trochę o „mojej wielkiej podróży”:
Żeby zdążyć na
bus, musiałem wstać o 5 rano, więc gdy o 10 stanąłem na placu Defilad, to
jedyną rzeczą o jakiej myślałem było zaszycie się w wygodnym łóżku na cały
dzień. Jednak mocna kawa zmobilizowała mnie i wyruszyłem na podbój stolicy.
Poszukiwanie „Soho Factory” wspominam z uśmiechem, ponieważ porządnie się zgubiliśmy
– po raz pierwszy w moim życiu dokładniej poznałem Warszawską Pragę – hahaha i
wcale nie jest tak źle jak myślałem! Jednakże, wracając do tematu, na Warsaw
Mustache Yard Sale dotarliśmy z trzygodzinnym poślizgiem, więc wiele rzeczy
zostało już wyprzedanych, ale udało nam się załapać na darmowe torby od
SHOWroom’u(hahahah, sorry nie będzie na moim blogu, zostawiłem ją w Warszawie
;x;x ), a moi znajomi zaopatrzyli się w kilka ciekawych rzeczy. Niestety, jako,
że jestem bardzo oszczędny i zostawiłem sobie pieniądze „na później”, to do
Białegostoku wróciłem tylko z butami i bluzą.
Niedzielę spędziliśmy na wałęsaniu się po warszawskich
ulicach i kawiarniach, a wieczorem czekała na nas wisienka na torcie. Premiera
spektaklu „Hallo Szpicbródka” w Teatrze Syrena! Jako, że znowu się zgubiliśmy,
do teatru wpadliśmy zdyszani i mokrzy(bo padał deszcz!) wprost przed nosy
fotoreporterów, którzy fotografowali przeróżne znane osoby, które zaszczyciły
tę imprezę swoim przybyciem(kilku znanych aktorów i uwaga, uwaga TOMASZ JACYKÓW
haha!) . Gdy raz przez przypadek wszedłem w kadr i usłyszałem „Lepiej nie
marnuj obiektywu”, to moja samoocena poważnie spadła, ale JA jeszcze im pokażę!
Marnowanie obiektywu, pfff! Ale przejdźmy do najważniejszego – mianowicie sztuka
bardzo mi się podobała, choć nie dorównywała widzianym przeze mnie wcześniej „Nędznikom”,
to prezentowana była na bardzo wysokim poziomie. Świetni aktorzy – m.in. Piotr
Polk i znakomita oprawa muzyczna – wyszedłem ze spektaklu oczarowany!
Niedziela upłynęła nam na zakupach i mozolnym powrocie do
domu polską koleją – bleeee, nienawidzę naszych pociągów – może dlatego, że za
każdym razem, gdy do nich wsiadam mam przed oczami Hogwart Express, a one tak
się od niego różnią…
pics by Monika
***
Hobbit
Pierwsze dźwięki płynące z głośników podczas seansu już
wbijają w fotel – co jak co, ale soundtrack „Władcy Pierścieni” jest genialny,
a muzyka z „Hobbita” również trzyma poziom – charakterystyczna melodia z
trylogii(na moich ustach od razu pojawia się błogi uśmiech, gdy ją słyszę)
przypominała mi czasy dzieciństwa, gdy razem z rodzicami oglądałem te filmy -
bezgranicznie oczarowany światem Śródziemia. Tak samo było tym razem –
początkowo obawiałem się momentów dłużyzny, bo niby jak podzielić cienką
książkę na trzy trzygodzinne filmy? Ale powiem, że reżyserowi udało się to
zrobić. Co z tego, że akcja na początku pełzała z prędkością ślimaka, jeśli ten
ślimak był wyjątkowo smaczny – niczym świeże warzywa z ogrodu za pagórkiem Pana
Bagginsa - chciałbyś je smakować jak najdłużej, o! A wredna Lobelia niech
patrzy i zazdrości! (Przepraszam za te dziwne porównania i odniesienia – jest
2.00 w nocy!).
Po spokojnym okresie zapoznania się z bohaterami tempo
wzrasta – walka z trollami, goblinami, przygoda we wnętrzu góry, atak wargów i
podniebny lot na orłach. Wszystko podane w najwyższej jakości, na najwyższym
poziomie z bardzo dobrym smakiem. Choć nie jest to już pełna patosu wyprawa
Drużyny Pierścienia, to też ma swój urok – swojego rodzaju lekkość i beztroskę,
która jest bliższa mojemu sercu niż pompatyczność trylogii.
Wiadomo, że to nie film dla wszystkich – jeśli nie
przepadasz za fantasy i jeśli „Władca Pierścieni” nie budzi w tobie pozytywnych
skojarzeń, to zastanów się porządnie zanim kupisz bilet. Pamiętaj jednak, że
pod względem technicznym to naprawdę dobry film i naprawdę warty zobaczenia.
PS Jeśli wybieracie się na wersję 48 klatek/sekundę, to
film może momentami przypominać grę komputerową – początkowo trochę mnie to
raziło, ale to wina tego, że obraz był momentami aż przesadnie dokładny i
precyzyjny!
"Niebezpiecznie wychodzić za własny próg, mój Frodo – powiadał nieraz. – Trafisz na gościniec i jeśli nie powstrzymasz swoich nóg, ani się spostrzeżesz, kiedy cię poniosą. Czy zdajesz sobie sprawę, że to jest ta sama ścieżka, która biegnie przez Mroczną Puszczę, i że jeśli jej pozwolisz, może cię zaprowadzić aż pod Samotną Górę albo nawet dalej i w gorsze jeszcze miejsce?" - J. R. R. Tolkien
"Niebezpiecznie wychodzić za własny próg, mój Frodo – powiadał nieraz. – Trafisz na gościniec i jeśli nie powstrzymasz swoich nóg, ani się spostrzeżesz, kiedy cię poniosą. Czy zdajesz sobie sprawę, że to jest ta sama ścieżka, która biegnie przez Mroczną Puszczę, i że jeśli jej pozwolisz, może cię zaprowadzić aż pod Samotną Górę albo nawet dalej i w gorsze jeszcze miejsce?" - J. R. R. Tolkien
***